O mnie

Jestem nikim. Nareszcie. Po latach nieistnienia, po latach pogoni za tzw. prawdziwym życiem – jestem. Czy można widzieć nikogo? Można – „przed oczyma duszy mojej” – odpowiadam sobie po szekspirowsku. Człowiek nosi w sobie przekonanie, że istnieje tylko wtedy, gdy jest widziany. Człowiek jest funkcją widzialności swojej, rzekomej obecności wśród innych, którzy nadają mu sens, tłumaczą go z jego istnienia. Akt obserwacji staje się aktem pomiaru, jakby wyrazić się z punktu widzenia fizyka kwantowego. Stajesz się, bo stwarza cię widzenie przez innych. Po latach odkryłam nowe prawo istnienia. Boczne odgałęzienie w hierarchii bytów.

Człowiek – nikt – może sobie zadzierać głowę do woli i na kamienicę się gapić, jakby sennym pyłem tkniętą. Wokół ludzie biegną, swoich spraw pilnując, a ty żadnej sprawy nie masz, tylko kamienicę oglądać. Pijane żaby, wyrzeźbione nad portalem, z ogromnymi łapami, zwisającymi nad głowami przechodniów, o sprośnie rozcapierzonych, błoniastych palcach, rechoczą upojone własnym istnieniem w wieczności. Dym z wygiętego cybucha, o fallicznej linii, wypuszczając. Portki z zagnieceniami i załamaniami, w których światło czasami przysiada, znoszone i z licznymi śladami biesiad wabią miękkością tkaniny, dotknięć spragnione. Spojrzenie moje w ruch je wprawia, łopocze w nich wiatr, więc wydymają się w cztery strony świata, portki do żagli podobne. Tylko spojrzeć, jak żeglujące żaby nad miastem pojawią się zamiast chmur i ptaki zdumione przysiądą się do nich, lotem zmachane.

Dalej – rozkwita cała historia, wyrasta wprost z elewacji bujną zawiłością wątków, grzeszną aurą secesyjnych marzeń, poplątanych istnień, z których jedno nadaje znaczenie drugiemu i do kolejnego prowadzi. Po ścianie wędrują – w przeciwne strony świata – wyrzeźbione chrabąszcze, o ogromnych czułkach, kierując się wprost ku kępkom roślin, kwiatom kapryśnym, otwartym na widza i kuszącym giętkością linii oraz ku głowie kobiecej, niepokojącej, okolonej wężowymi splotami włosów, po których dreszcze pomykają zwinnie, wspinając się dalej, do przyokiennych łąk. Przylegając do tej historii, czuję, że w tej jedynej, niepowtarzalnej chwili nie istnieje nic innego, tylko ja i ta elewacja, nas dwie, pełnia życia, doskonała integracja rozproszonych istnień. Znika poczucie oddzielenia. Znika samotność. A więc tutaj prowadziły wszystkie drogi? Moje popękane losy, moje wyprawy za morza, za góry, za najdalszy horyzont, w poszukiwaniu sensu? A teraz spokój jak dotyk jedwabiu i epifania pod skórą. A jednak człowiek musi po kolei przeżyć siebie, swoją wielokrotność, gdy warstwy życia jedna po drugiej ujawniają się i znikają, aby mogły wychylić się następne, głodne istnienia. Dopóki na dnie będą widoczne kolejne, ledwo zarysowujące się byty, dopełnienia wołając, dopóty życia wystarczy.

70351_592x445_crop_rozmiar-niestandardowy

15 komentarz do wpisu: O mnie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *