Zakładać i zdejmować twarze, przymierzać jak ubrania, tworzyć je jak dzieła sztuki, być fantastycznym demiurgiem kreującym z wyobraźni swoje życie – samowolne i kapryśne, nieuchwytne i intrygujące, własne do rozkoszy najwyższej, gdyż wybrane z tysiąca możliwości istnień. Geniusz – makijażysta, Eryk Stamelmann to potrafi. Jeśli chce, jest kamienną rzeźbą stojącą nieruchomo na ulicy, w milczeniu, zastygły posąg z białą twarzą i ubraniem pokrytym srebrną farbą. Jeśli chce, może stać się kimkolwiek, gdyż zawsze ma przy sobie czarodziejskie mikstury i zna stosowne zaklęcia. Ucieka przed policją razem ze swoją dziewczyną, ukrywa się w szwajcarskich hotelach, wychodzi z nich za każdym razem jako ktoś inny, ona też – aktorka, czarodziejka złudzeń.
Nauki pobierał u mistrza nad mistrzami. Pan Raserman przygarnął go po śmierci obojga rodziców, gdy okazało się, że nie ma gdzie mieszkać. Zamieszkał u niego – charakteryzatora teatralnego, mistrza pędzla, pudru i szminki. Był żywą legendą. Pochodził z Rosji, gdzie na początku wieku uczył się u słynnego Maxa Factora, oficjalnego eksperta kosmetycznego rodziny carskiej. Teraz w Monachium pracuje w operze i tam uczy swego następcę – Eryka. Uczeń żarłocznie chłonie wiedzę. W czarodziejskim laboratorium piękna, w którym pan Raserman jak średniowieczny alchemik miesza w retortach i probówkach swoje tajemnicze mikstury, poszukując sekretu trwalszego makijażu, jak również sposobów przemiany twarzy. Udaje mu się. Potrafi nie tylko malować twarz, ale również dyskretnie ulepszać kształt nosa, warg i powiek oraz naprawiać czule architekturę czoła. Staje się rzeźbiarzem żywej twarzy. Eryk zrozumiał, że trafił na geniusza. Uczył się więc pilnie i żarliwie i „miał w sobie daleko posuniętą otwartość na poszukiwania, a nawet gotowość na błędy, których wystrzegają się tylko ludzie przeciętni.”
Eryk nie znał swojego prawdziwego pochodzenia. Jego przybrani rodzice wzięli go z przytułku w Gdańsku. Czuł swoją nicość i przeraźliwą otchłań nosił w sobie. Dlatego stworzył mityczną historię swojego początku, pochodzącą ze snu o wielkim głazie spadającym z nieba, który pękł jak łupina orzecha i wypadło z niego śpiące dziecko o złotych włosach. W pobliżu Oliwy – dzielnicy Gdańska, gdzie mieszkał wraz z przybranymi rodzicami, jest piękna dolina Freudental, nazywana po polsku Doliną Radości. Znajduje się tam olbrzymi głaz, pęknięty na pół, który ludzie nazywają Diabelskim Kamieniem. Gdy Eryk po raz pierwszy ujrzał ten głaz, przeżył wstrząs, gdyż był to kamień z jego własnego snu. Od tej pory miał pewność, że jest dzieckiem tego kamienia.
Pragnąc mieć władzę nad swoim życiem, aby zrekompensować swoją samotność, stworzył sobie również intrygującą teorię. „Nie ma głębi, jest tylko powierzchnia” – to zdanie powtarzał jak zaklęcie, fascynując się chorobliwie twarzą ludzką i możliwościami panowania nad nią. Czuł, że w twarzy znajduje się klucz do zrealizowania samego siebie. Twarz stała się jego powołaniem. I to, co można z nią zrobić. Gromadził maski z wszystkich stron świata, uwielbiał obrazy Arcimboldiego – mistrza metamorfoz. Po śmierci swojego mentora zajął się modelowaniem twarzy ludzi, którzy przychodzili do niego, aby uwolnić się od samych siebie. Miliony ludzi marzą bowiem o tym, by choć na chwilę być zupełnie kimś innym niż się jest. Zakosztować na jedną przeklętą chwilę innego życia. Eryk zaczyna zarabiać duże pieniądze na tej tęsknocie. Z pomocą kauczukowej pianki i sztuki makijażu rzeźbi ludziom twarze, takie, jakie chcą. W ten sposób przynosił ludziom wolność, gdyż „czasem ludzie nienawidzili swojej twarzy tak bardzo, jakby była jakimś nowotworem przyrośniętym do czaszki.” Zastępca burmistrza mógł sobie wreszcie do woli pełzać u stóp prostytutki, a jego poprzednia martwa i sztywna twarz, teraz zamieniła się w roztańczoną i wyzwoloną z udręki obowiązku. Oddając się zatem uciechom seksualnym „bełkotał, pokrzykiwał, pluł, wył, jęczał, rżał, charczał, kwiczał, miauczał, piszczał, ryczał i śpiewał jak salony ze szczęścia.” Do Eryka ściągają tłumy, a on ziszcza ich marzenia z najgłębszych snów. Ludzie liczą także na to, że zmiana twarzy pociągnie za sobą głębszą przemianę duszy, „bo ludziom dusze czasem bardziej uwierają niż twarze.” Wkrótce miasto zaludniło się postaciami ze snów, a władze wydały nakaz poszukiwania sprawcy tej monstrualnej maskarady. Od dawna już za Erykiem rozesłano listy gończe, ale jaka była jego twarz? Nie wiedziano. Eryk nie posiadał tożsamości. Z boską rozrzutnością igrał z życiem norm społecznych, jednym ruchem palców jak czarodziejskim zaklęciem powołując do życia fantastyczne formy, arabeski, pejzaże twarzy. Pewnego dnia spotkał swój cień. Z ironią przypomniał mu on o głębi. Eryk bowiem panicznie bał się głębi, śniąc wyłącznie o doskonałej powierzchni. Brzydził się wszystkim, co znajdowało się pod skórą, gdzie flaki, smród zgnilizny i ruchome morze krwi. Brzydził się ukrytą, ciemną stroną życia, uciekając przed nią w doskonałą formę i tworząc w obłąkaniu swoje sztuczne raje piękna.
Powierzchnia i głębia;
Genialna jednostka i mroczna historia świata przecinają się w jednym punkcie, tworząc cudowną fantasmagorię losu. Nazistowskie Niemcy, Hitler przy władzy, podskórne dojrzewanie wojny. W takiej scenerii iście homeryckie przygody Eryka, surrealistyczne iliady i odyseje, natchnione niewiarygodnym rozmachem wyobraźni. Sensacyjność i dynamizm wydarzeń powieściowych zachwyca i czaruje, a wątki niewiarygodne i szokujące powstają na naszych oczach z mistrzostwem dorównującym tylko kunsztowi Eryka. Mnożą się twarze i historie z olśniewającym przepychem artystycznego rozmachu, zapierając dech w piersiach. Eryk przeobraża Marlenę Dietrich w błękitny kwiat marzeń, pracując dla ekipy filmowej i tworząc jej nieśmiertelny wizerunek. Dla nazistowskich działaczy przygotowuje piękną i posągową twarz umarłego do trumny. Pracuje również w ekipie dokumentalistki Hitlera Leni Riefenstahl, przygotowując plastyczną oprawę dla parady hitlerowskiej. Niebezpieczne zadanie poprawienia twarzy samego Hitlera, które wykonuje z niezmiennym kunsztem, kończy się sensacyjną ucieczką przed esesmanami, którzy mają wykonać na nim wyrok, gdyż za dużo się dowiedział.
Wybucha wojna. Szaleństwo historii obnaża ukryte trzewia świata z ich siłami samozniszczenia. Głębia wydostaje się konwulsyjnie na powierzchnię. Bulgocząca ciemność strzela gejzerem zła. Do Eryka przychodzą Żydzi, którzy chcą się uratować i przedostać za granicę. Trzeba zrobić im aryjskie twarze. Zapłacą. Eryk chce tylko jednego: żeby każdy z nich go usynowił. Po co? Aby po wojnie miał z czego żyć. Wtedy mu zapłacą. Przygotowuje więc 26 ojców i ich rodziny do przekroczenia granicy. Przez granicę szwajcarską przedostaje się 25 idealnie aryjskich rodzin. Ostatniej się nie udaje. Eryka gubi pycha, ta złowieszcza hybris, która bierze swój początek w przekonaniu, że posiada się boską moc władzy nad światem. Ostatniego Żyda postanowił bowiem ucharakteryzować na znanego wszystkim generała niemieckiego w stanie spoczynku, kalekę na wózku inwalidzkim. Tymczasem na dworcu spotykają się dwaj identyczni generałowie. Obaj na wózku i obaj jak lustrzane odbicie zbliżają się do siebie, dopóki się nie zetkną. W taki sposób historia zatacza koło. Eryk trafia do Auschwitz. Głębia i powierzchnia spotykają się we wspólnym punkcie. Od tej pory wypadki przyspieszają, a przeraźliwy absurd świata i szaleństwo historii wypełzają z głębi na powierzchnię. Przed nami piętrzą się karkołomne zdarzenia, w których groteska miesza się z tragizmem, ukazując zdeformowany, chorobliwy świat powierzchni, którą trzeba bezustannie maskować. W Auschwitz Eryk – ze względu na swoje zdolności – zostaje zatrudniony w instytucie eugeniki, w którym niemieccy lekarze wykonują ponure eksperymenty medyczne nad więźniami. Ich celem jest stworzenie doskonałej rasy. Potem Eryk trafia do kompanii karnej i udaje się pod Stalingrad. Tam posiadł sztukę balsamowania i zamienia to, co krwawe i w strzępach w to, co posągowe. Zstępuje pod powierzchnię, w głąb martwego organizmu, do ciemnej pieczary ciała, aby zdobyć tajemnicę doskonałego manipulowania powierzchnią. „Śmierć, bezsilna wobec mojego rzemiosła, jadła mi z ręki jak posłuszna suka.” Dostawszy się do rosyjskiej niewoli, wykonuje twarz dla Stalina, zastępując jego własną, zniszczoną chorobą i obłędem. A potem pracuje w mauzoleum przy konserwacji ciała Lenina, który wypatroszony i zabalsamowany jest doskonałą powierzchnią bez głębi. Losy Eryka symbolizują skoncentrowaną w największym stopniu niedorzeczną historię świata. Postać ta jest soczewką skupiającą w sobie koszmarny absurd historii XX w. Jej czyste, wypreparowane zło, które wypełzło z głębi na powierzchnię, symbolizowane przez szatańskie ikony Hitlera i Stalina. I wypatroszone truchło Lenina. Makijażysta Eryk Stamelmann łączy wszystkie wydarzenia, gdyż posiada wybitne umiejętności maskowania prawdy i tworzenia urojonych twarzy świata.
Mocne, intensywnie nasycone groteską wydarzenia, zanurzone w historii świata, nie mają końca w tym arcydziele polskiej epiki. I są to wydarzenia symbolizujące każdy czas historyczny, w którym zbrodnia niczym nie różni się od konieczności, niewola od wolności, a okupacja od wyzwolenia. Zmieniają się wiary, religie, idee, języki, sztandary, gesty, filozofie – połyskliwa skóra świata. A pod spodem ból, strach, pożądanie i nadzieja – miazga życia pragnącego przetrwać. Pan Raserman mówił Erykowi, że historia ludzkości jest jedną z form białka, a to białko „raz przybiera pełną wdzięku postać cesarstwa rzymskiego, raz równie uroczą formę komunizmu, raz kapitalizmu, raz demokracji, raz ciebie, raz mnie…” I w tych formach zawsze żyje poza czasem wieczny makijażysta świata, który omiata swym pędzlem zdarzenia, ludzi, miasta, ulice i nakłada szminkę na czas, próbując uwięzić go i zatrzymać rozkład rzeczy, aby powierzchnia mogła stale opalizować nad głębią zmiennym ornamentem.
Dolina;
Dolina symbolizuje głębię, do której się zstępuje. Z doliny pochodzi Eryk – makijażysta. Tam został urodzony przez kamień. Teraz zostaje przywołany do śmierci. Ubiera się w odświętny garnitur i podąża do miejsca swojego przeznaczenia. Prowadziło go coś, czemu mógł zaufać. Powietrze miało w sobie „lekką konsystencję rozproszonego światła”, a nad drogą wisiał złoty kurz. Na wzgórzu czekał na niego kamień. Razem z Erykiem, w jego pamięci, szły wszystkie osoby, które znał. Towarzysze podróży przez życie, wędrowcy, przechodnie. „Nie rozmawiali ze sobą, tylko w skupieniu przykładali nasączone czymś opatrunki z gazy do swoich twarzy, z których bolesna, nieskończenie wrażliwa skóra schodziła całymi strzępkami.” Eryk wchodzi na wzgórze z perłową kasetą pod pachą, w której na swoich miejscach leżały flakony, pudełka i pudry. „Broń, którą gromadziłem przez całe życie, by walczyć z czymś, czego nie rozumiałem”. Kamień leżał przed nim, rozłamany na pół, otwarty jak kołyska.
Stefan Chwin: „Dolina Radości”, Wydawnictwo Tytuł, Gdańsk;
4 komentarz do wpisu: O głębi powierzchni. Stefan Chwin: „Dolina Radości”