Najnowsza powieść Myśliwskiego to książka wielkich pytań filozoficznych. Najważniejsze z nich to: kim jestem? Pytanie to wyłania się z konieczności określenia swojego losu, świadomości swojego losu, gdyż życie dane jest nam z urodzenia, tymczasem los „to zdolność wyobrażenia sobie naszego życia w wymiarach przeznaczenia. ” Uporządkowanie życia i związanej z tym pamięci jest głównym pragnieniem bohatera powieści. Porządek jawi mu się przede wszystkim jako stawienie czoła chaosowi, który wyłania się z jego notesu, symbolicznego rekwizytu egzystencji człowieka. W notesie widnieją nazwiska i adresy różnych osób, zbierane tam w ciągu całego życia. Wśród nich są nazwiska, które coś jeszcze mówią bohaterowi, odwołując się do zakrzepłej w pamięci wiedzy i świadomości oraz takie, które zniknęły w ciemnej pustce niepamięci. Wierząc w sprawczą rolę porządku, który jest ratunkiem przed rozpadem, bohater chce zrobić porządek w notesie, czyli jedne nazwiska wyrzucić, a inne zostawić. W ten sposób można trochę ogarnąć życie. Jednak tutaj wyłania się zasadnicza trudność, która polega na znalezieniu wiodącego kryterium wobec wspomnianego porządku. Bo które nazwiska wyrzucić? Jak znaleźć przepis na to, co najważniejsze? Notes to zbiór przypadków, w którym mało co ma ze sobą związek. Jest to podobne do alfabetu, którego porządek jest iluzoryczny, gdyż kolejność liter jest w nim całkowicie przypadkowa, a jedną z drugą nic nie wiąże. Poza tym notes jest napęczniały nazwiskami do granic możliwości, dlatego musi być przepasany gumką, ona jednak z czasem parcieje i pęka, a notes rozlatuje się w rękach. Wszystko bowiem dąży do rozpadu, gdy przekroczy granicę swojego rozrastania się, wzbierania, pęcznienia. Gdy pojemność formy wypełni się szczelnie aż do ostatniego skrawka przestrzeni. Podobnie jest z pamięcią. W sposób naturalny – pamięć pozbywa się nadmiaru treści. Nadmiar nieodłącznie połączony jest z wkradaniem się chaosu, który natychmiast domaga się porządku wg naturalnego napięcia przeciwieństw. Gdy jednak trzeba zrobić porządek, ogarnia człowieka często poczucie bezradności wobec natężenia chaosu, który zdążył się już znacznie rozgałęzić. Postaci w notesie, kryjące się za nazwiskami, przenikają się wzajemnie, przybierają cudzą tożsamość, tracąc własną, podczas konfrontacji z pamięcią. Wygląda to tak, jakby określona forma sama postanowiła zniknąć, jakby była obdarzona wolą rozpadu. Dochodzenie, kto jest kim, wiwisekcja na własnym umyśle okazuje się jednak daremna. Zrobienie porządku w notesie graniczy z cudem, przede wszystkim ze względu na bujność rozrosłego do monstrualnych rozmiarów ogrodu wewnętrznego, na wpół już zdziczałego, który wymknął się ręce ogrodnika. Błądząc w gąszczu nazwisk, można się przecież ciągle na nowo uwalniać od siebie. Zdobyć się bowiem na siebie to „wielka umiejętność (…), to jakby ustanowić siebie w określonej przestrzeni, w określonym czasie, w określonym kształcie, jako że na ogół jesteśmy ustanawiani bez naszej woli, a nawet bez naszej świadomości”. Z notesu nie sposób nawet wyrzucić umarłych, gdyż nadal żyją oni naszym życiem, a umierają dopiero wraz z nami. Bohater twierdzi, że potrzebna nam jest poza tym ich śmierć, gdyż poprzez nich uczymy się własnego umierania. Człowiek stale odwołuje się do innych, bo sam jest tylko wyobrażeniem na swój temat, zmieniającym się w zależności od okoliczności. Stąd bierze się przemożne pragnienie poznania samego siebie, które jest czymś w rodzaju „tęsknoty za sobą”. Pisarz nawiązuje tutaj do wątków egzystencjalnych w filozofii i w literaturze, które zajmują się trudnymi aspektami istnienia człowieka, gdyż „nie jesteśmy w stanie sprostać temu, że jesteśmy”. Jednym słowem, „człowiek to dla siebie brzemię”.
Mimo opasłych rozmiarów notesu, bohaterowi nigdy nie udało się odnaleźć tam siebie. Chyba, że ów notes jest swoistą grą o siebie z sobą. Daje bowiem złudzenie stałości, ciągłości własnej tożsamości w rozsypanej mozaice fantomów. Podobnie działa pamięć. Bohater przypomina sobie, jak przed laty zatracił się w widoku kwitnącego drzewa za oknem. Miał wrażenie, że to drzewo wyznacza mu stałe miejsce w przestrzeni życia. Po latach wypatruje siebie w tym wspomnieniu, łącząc dwa oddalone krańce czasu i odnajdując dwie odmienne postaci. Tamtą – nieskażoną jeszcze goryczą życia i wierzącą w nieskończone możliwości swojego istnienia i dzisiejszą, która pragnie zanegować umarły czas i uwierzyć na chwilę, w wyobraźni, że tak właśnie jest, choć gdzieś podskórnie czuje się już przegrana i wie, że tylko zawłaszcza na chwilę swoją poprzednią tożsamość. Przeszłość zatem, to tylko blizna na miąższu pamięci, wraz z jej przemijaniem umiera część osobowości człowieka i tylko ten ślad, ta szrama przypomina o jej niegdysiejszym istnieniu. Pamięć więc, podobnie jak zapisywanie nazwisk w notesie, nie gwarantuje poczucia stałości „ja” i nie zabezpiecza przed rozpadem. Zapewnia jednak złudzenie ciągłości, którego człowiek czepia się kurczowo, aby zmniejszyć swój strach przed życiem.
Ucieczka przed miłością;
Pewnej jesieni, narrator – bohater znalazł się w pensjonacie nad jeziorem, aby spędzić tam urlop. W somnambulicznym pejzażu, w oparach jesiennej mgły, przez którą z trudem przebija się słońce, spotyka niespełnionego samobójcę, marzącego o zadaniu sobie śmierci, a jednocześnie trzymającego w ręku smycz, mimo braku psa. Właścicielka pensjonatu informuje zaciekawionego bohatera, że tak jest od dłuższego czasu. Brzegiem jeziora chodzi melancholijny człowiek i zapowiada swoje samobójstwo. Po co mu zatem smycz, skoro nie ma psa? „Każdy chciałby się jeszcze czegoś przytrzymać” – mówi właścicielka. Wygląda na to, że człowiek ten żyje dzięki tej smyczy. Podobnie jest z wizytówkami, przepisywanymi pilnie do notesu. Absurdalne, przypadkowe znajomości, ulotne kontakty, efemerydy przecinające na moment życie bohatera są utrwalane w notesie i jest to ten sam gatunek przypadłości, który charakteryzuje niedoszłego samobójcę. Tak się też dzieje i w tym przypadku. Wizytówka samobójcy znajduje swoje miejsce w notesie i jest to ta sama smycz bez psa.
Bohater przyjechał tu, aby uciec od siebie i od wszystkich spraw swojego życia. Ścigają go jednak listy Marii – jego dawnej miłości sprzed lat. Nawet teraz znajduje jeden z nich w kieszeni swojej marynarki, choć sprawdzał przed wyjazdem wszystkie zakamarki swojej garderoby. Mimo że stale zmienia adresy, gdyż każde dłużej zamieszkiwane mieszkanie uwiera go jak za ciasny kołnierzyk koszuli, Maria stale go odnajduje i wysyła listy, na które on nigdy nie odpowiada. Dociekania, jak to się dzieje, nie znajdują racjonalnego wytłumaczenia, więc trzeba przyjąć wersję metafizyczną. W listach tych Maria opisuje swoją niewygasłą miłość do niego, chociaż nie widzieli się od lat. Jest to miłość istniejąca ponad umysłami dawnych kochanków, samoistny byt, który karmi się nieobecnością i niespełnieniem. Jest ciągle żywa poprzez utratę pełną cierpienia. Wyznania Marii są dla bohatera egzystencjalnym ciężarem, który przygniata jak głaz, przypominając o zaprzepaszczeniu wielkiego uczucia, którego niegdyś nie potrafiło się unieść, a i teraz ucieka się od niego w milczenie. Absurdalność tej sytuacji wzmaga fakt, że Maria była miłością bohatera od dzieciństwa i stała się dla niego archetypem kobiety, rodzajem wewnętrznego powinowactwa, pełnego tajemniczej, kosmicznej energii, spajającej w jedność, co zdarza się raz na całe życie. Maria jednak nigdy nie znalazła się w notesie ani w życiu bohatera. Żył przez lata jej życiem, opisywanym w listach, bardziej niż własnym, a może w braku własnego.
Ta ucieczka przed miłością była jedną z wielu ucieczek przed sobą w życiu bohatera. Rozpoczyna je wielka ucieczka ze studiów malarstwa. Powodem było rysowanie aktu kobiecego, zlecone studentom przez profesora. Akt został wykonany niezgodnie z oczekiwaniami, gdyż zamiast piękna ciała kobiecego przedstawiał subiektywną wizję studenta, polegającą na próbie scalenia na obrazie śmiertelności i nieśmiertelności kobiety, połączenia rozpadu z całością. W ten sposób student pragnął ukazać ukrytą prawdę o życiu, a także o sobie samym. Został jednak skrytykowany boleśnie i natychmiast porzucił studia. Od tej pory rozpoczęła się jego osobista odyseja, polegająca na nieustannych wędrówkach, ucieczkach i poszukiwaniach ulgi od samego siebie oraz dotkliwego poczucia pustki. Zmiany zawodów i mieszkań, jak również ciągłe wyjazdy w interesach stały się jego obsesją. Ukrywa się w tych zmianach, nie chcąc poznać swojej prawdziwej twarzy, gdyż wszelka prawda budzi w nim ogromny lęk. Dlatego lubi zarabiać pieniądze, dużo pieniędzy, aby poprzez nie czuć pozorną władzę nad swoim życiem. Gra również w pokera z szewcem Mateją, który prawie zawsze przegrywa, gdyż nie potrafi trzymać na wodzy swoich emocji. Poker zaś w dużej mierze polega na tym, aby ukrywać prawdę o sobie, co świetnie udaje się bohaterowi powieści. Po latach jednak, gdy wraca do swojego któregoś z poprzednich miejsc zamieszkania, dowiaduje się o śmierci szewca. Tknięty impulsem, pochwycony na moment w potrzask swoich uczuć, udaje się na cmentarz, aby i teraz – po śmierci kompana – zagrać z nim w karty. Gra z umarłym na płycie grobowej okazuje się grą z samym sobą, grą pomiędzy jego własnym życiem i pomiędzy jego własną śmiercią. W tej metafizycznej grze wygranym okazuje się umarły. Bo jest to po raz pierwszy uczciwa gra i taka, w której gracz gra za samego siebie. Każda bowiem prawdziwa gra w życie wymaga, abyśmy wiedzieli, „o co gramy i chcieli tego chcieć”. A to jest umiejętność najtrudniejsza.
Krawiec;
Notes, zmuszając bohatera do zastanowienia się nad życiem, prowadzi czasem do ludzi dobrze osadzonych w pamięci, a wraz z nimi do rozpoznania własnego losu w punktach wzajemnych przecięć. Jednym z takich ludzi jest krawiec Radzikowski, u którego narrator niegdyś terminował, gdy porzucił studia. On również posiadał notes z adresami wyłącznie przedwojennych klientów. Powojennych w nim nie było i w ten sposób krawiec sam ustanowił sobie cezurę, która oddzielała czasy dobre od złych. W dobrych czasach nauczył się szyć z szacunkiem dla indywidualności klienta. Z pieczołowitością pilnował każdego drobiazgu w swojej pracy, która przypominała dzieło artysty. Po wojnie został wysiedlony z miasta na zachodzie Polski, gdyż zajęli je Niemcy i trafił wraz z żoną do miasteczka naszego bohatera. Tutaj zaczął wszystko od początku, gdyż wraz z wysiedleniem stracił całe swoje poprzednie życie.
Krawiec Radzikowski żył naprawdę tylko wtedy, gdy szył. Można by rzec szył, więc żył. W swojej krawieckiej pracy, oprócz szycia świetnych ubrań, posiadł umiejętność niezwykłego rozpoznawania ludzkiej indywidualności i niepowtarzalności charakterów, które ujawniają się w ciałach kolejnych klientów, gdy zdejmuje się z nich miarę. Aby dostrzec ich tajemnice wewnętrzne, trzeba mieć oko krawieckie, bo zwykłe nie wystarczy. A takie oko właśnie krawiec Radzikowski miał. Był prawdziwym mistrzem swojego zawodu i znawcą życia. Nowy czas powojenny to na początku czas przeróbek starej odzieży sprzed wojny, bo nie ma nowych materiałów, a gdy się pojawiają, są tandetne i złej jakości. Dlatego czeladnik musi nauczyć się najpierw pruć, bo bez dobrego prucia nie ma nauki szycia. Jest to symboliczna czynność, polegająca na rozłożeniu starej formy na podstawowe elementy, aby móc stworzyć nową. Reguły starego świata również nie przystają już do nowego. Stary świat już od jakiegoś czasu jest spruty, a zmiany stawiają ludzi w obliczu lęku przed nieznaną egzystencją. Dlatego krawiec z czasem przestaje pracować, bo ludzie kupują gotowe ubrania. Z horyzontu znika sens istnienia i przychodzi śmierć. Może więc tworzymy sobie nieustanne złudzenia? Przywiązujemy wagę do takich czy innych kategorii w obliczu zmian, za którymi nie nadążamy? Szukamy w nich ratunku przed rozpadem, przed unicestwieniem, gdyż „nie mamy żadnej władzy nad życiem. To ono rządzi nami przez różne przypadki, zbiegi okoliczności i temu podobne. Dla życia jesteśmy tylko pionkami w jego grze, lecz jaka to gra, o co się gra, nie wiemy”. Wspominanie krawca Radzikowskiego przynosi taką oto wiedzę o życiu. Z krawcem łączy się również przekonanie bohatera o tym, że życie jest tylko materiałem na los, tak jak materiał na garnitur jeszcze nie tworzy ubrania. Los wymaga bowiem odwagi do zmierzenia się z sobą, oczywiście, jeśli „stać nas na los”. Jednak tylko on nadaje kształt naszemu istnieniu, tylko on nas potwierdza. Stajemy się ubrani w los jak w garnitur. Od czasu terminowania u krawca, bohater w każdym człowieku widzi szwy, bo każdy człowiek jest jakby zszyty z kawałków. I każdy może się na takie kawałki rozpaść, gdy puszczą mu szwy i zacznie się pruć.
Krawiec w powieści to postać zatem głęboko symboliczna, podobnie jak symboliczne są czynności prucia i szycia, odnoszące się do uniwersalnych znaczeń na temat egzystencji człowieka.
„Wszyscy idziemy drogą, którą wskazują nam umarli”
Śmierć i utrata w dużej mierze znaczą los bohatera. Śmierć matki, ruina rodzinnego domu, strata Marii już na początku życia, a potem wielu innych kobiet, z którymi się rozstał, gdyż nie mógł znieść przy nich samego siebie. Jedna z nich umarła przedwcześnie, zanim zdążył zauważyć jej miłość, inna usunęła ciążę, gdyż nie mogła liczyć na jego uczucie. A jednak przychodzą chwile, kiedy bohater czuje wewnętrzny przymus do skonfrontowania się z trudnym zadaniem uświadomienia sobie własnych ucieczek przed życiem. Zwłaszcza, gdy zaprzepaściło się kolejną szansę losu na ważne spotkanie z drugim człowiekiem. Dowiaduje się bowiem o śmierci dawno niewidzianego przyjaciela z lat młodzieńczych, który właśnie usiłował go odnaleźć i bardzo mu zależało na spotkaniu. Brak czasu, interesy, rozjazdy w życiu bohatera sprawiły, że do tego nie doszło. Dopiero śmierć przyjaciela w wypadku samochodowym poruszyła go na tyle, że postanawia wybrać się na to miejsce, gdzie zginął. Czuje, że czasami miejsce, w którym ktoś umiera jest ważniejsze od miejsca urodzenia. Może dlatego, że nie pozostawia już żadnych złudzeń. Poza tym ciągnie go tu coś ważnego, jakby miał coś jeszcze z umarłym ustalić, coś zrozumieć. I tam właśnie przychodzi mu do głowy, że to była samobójcza śmierć z powodu swojej starości, którą nie chciał obarczać swojej dużo młodszej żony. Może wcześniej sądził, że miłość uchroni go od starości, jako że „między miłością a starością wybór jest tylko pozorny”. Teraz dokonał jednak innego
wyboru i uderzył z całym impetem w śmierć czającą się w drzewach, stojących przy drodze. I wtedy zniknęła różnica między miłością a śmiercią, bo może tylko starość potrafi tak kochać?
Gdy nastąpiło to olśnienie, ten napływ wiedzy, a bohater siedział na pniu ściętego drzewa przy drodze, zatrzymał się przy nim człowiek, który myślał, że trzeba udzielić pomocy. Od niego usłyszał historię z filmu „Siódma pieczęć” o rycerzach wracających z wojny, którzy ujrzeli odwróconą tyłem postać w kapturze, siedzącą nad brzegiem morza. Gdy podeszli bliżej i zajrzeli mu w twarz, okazało się, że jest ona całkowicie wyjedzona przez śmierć. Śmierć bowiem potrafi wskazywać nam drogę życia.
Niedokończony obraz;
Przed laty zdarzyło się, że pewien kierownik budowy, zamieszkały w domu rodzinnym bohatera, w którym jego matka wynajmowała pokoje, poprosił go o pokazanie obrazów, namalowanych przez bohatera w czasie studiów i od tej pory przechowywanych na strychu. Spośród wielu, natychmiast wyławia „Dziewczynkę ze śniącą lalką”, obraz przedstawiający Marię jeszcze jako dziewczynkę z lalką na ręku, ujrzaną dawno temu, gdzieś na jakimś korytarzu. Obraz emanuje ukrytą, podskórną prawdą, która wyłania się z niebytu we wszystkich liniach i kolorach. Majaczą na nim sny – nie tylko przeszłe, ale i przyszłe, które są przeznaczone dla przedstawionej tam postaci. Jest to przykład prawdziwej sztuki, poruszającej widza. Bohater przynosi też swój niedokończony obraz. Są na nim powieszeni w czasie wojny mężczyźni, u stóp szubienicy stoją natomiast zmartwiałe, milczące kobiety – wdowy, które zamiast oczu mają wydrążone, puste oczodoły. Wisielcom widać tylko stopy, muszą one zatem mówić za całe ciało. Najtrudniej było namalować wiarygodne buty, więc od szewca Matei bohater zdobywa wiadomości, jakie buty ludzie nosili w czasie wojny. Ale tu nie tylko chodzi o ich różnorodność i powiązanie ze sposobem życia, ale także o odmalowanie za ich pomocą stanu psychicznego ludzi, którzy są wyganiani przez Niemców kolbami z domów. Dlatego jeden z wisielców zdążył tylko wdziać jednego buta, a drugą nogą zawisnął boso. Dzięki takiej koncepcji, wszystkie stopy wisielców mają na obrazie wstrząsającą siłę wyrazu. Obraz pozostaje jednak niedokończony, gdyż przerasta siły malarza. „Są jednak takie obrazy, książki i dzieła muzyczne, które nie pozwalają się dokończyć”. Zostają takimi na wieczność.
Kierownik budowy długo ogląda obraz, który staje się dla niego rodzajem katharsis. Dzięki niemu konfrontuje się ze swoją długo skrywaną udręką. Był on bowiem kiedyś rzeźbiarzem, a nawet skończył architekturę przed wojną. Jego młodość była jeszcze pełna marzeń. Ale człowiek nawet nie zauważa, jak spada z wolna w otchłań, czego powodem jest zawsze niewiara w siebie. Dawno temu zaprojektował pomnik wdów, który został bezlitośnie wyszydzony i po tym zdarzeniu natychmiast porzucił swoją sztukę. Zabrakło mu bowiem wiary w siebie, mocnego, niezachwianego poczucia sensu własnego talentu i siły wewnętrznej dla przeciwstawienia się światu. Będąc w obozie koncentracyjnym, doświadczając piekła wszechobecnej śmierci, zrozumiał, że opuszczona wiara w siebie, sztukę, Boga może być bardzo groźna. Bo obraca się w nienawiść do siebie, a z tego rodzi się zło, a w najlepszym wypadku bezgraniczna pustka. Na swoim przykładzie przestrzega więc bohatera, aby dotrzymał wierności sobie i nie zarzucał malarstwa. I jakiejkolwiek innej miłości, gdyż „żeby chciało się żyć, trzeba kochać, a miłość jest dużo trudniejsza od sztuki”. Tylko bowiem poprzez miłość możemy przeciwstawić się życiu z jego dążeniem do rozpadu.
Requiem;
Wiedza o życiu często przychodzi od końca. Utrata, śmierć, koniec sprzyjają budowaniu refleksji. Rozwijają świadomość własnego losu. Bohater zatem dostaje ostatni list od Marii, w którym donosi, iż rozstała się z życiem. Od zawsze wiedział, że nie jest wart jej miłości. Była za wielka dla niego, a jej tragizm stał się tylko tego potwierdzeniem. Podobnie było z obrazami, które chciał namalować, ale gdy narastał w nim lęk przed nimi, odstępował od swojego zamiaru. Ma teraz gorzkie poczucie zmarnowania życia, jego darów, których nie umiał przyjąć, wiecznie przykuty do jednego miejsca w sobie, mimo ciągłych ucieczek i zmian. Więzień samego siebie, przygnieciony strachem i samotnością, zapadły w ciemność, w sztywny gorset własnych przekonań o daremności bycia sobą.
W ostatnim niedokończonym rozdziale książki przychodzi list od Marii. Jest to list z drugiego brzegu. Metafizyczna wieść o pośmiertnym życiu, które zagnieżdża się w umyśle bohatera, aby nauczył się on rozwijać świadomość swojego losu. Książka Myśliwskiego jest bowiem analizą tragizmu ludzkiego istnienia, daremności usiłowań, paradoksów egzystencjalnych. Dotykając jednak pierwotnej rozpaczy, jest także książką o poszukiwaniu świadomości i posiadaniu losu, który – rozpoznany i dobrowolnie przyjęty – staje się jedyną wolnością człowieka, zanurzonego w przeraźliwej pustce istnienia.
W. Myśliwski, Ostatnie rozdanie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013
4 komentarz do wpisu: Czy stać nas na los? W. Myśliwski:”Ostatnie rozdanie”.